Ktoś mi niedawno powiedział, że pisze o uczuciach, że w moich tekstach jest dużo emocji i nikogo to nie interesuje. Pomyślałem wtedy, czy nie dlatego czytamy książki, żeby wczuć się w przeżycia głównego bohaterach, martwić się z nim, kochać, bać, przeżywać to co on? Nie śpimy po nocach zastanawiając się jak autor zaplanował zakończenie historii i wsłuchujemy się w wewnętrzne rozterki wszystkich postaci. Nie wiem, czy ludzie chcą mieć tutaj suche dane, czy wiedzieć w jaki sposób wydarzenia z mojego życia wpływały na moją osobowość. Jedno jest pewne, będzie tutaj dużo emocji, bo nie chcę żeby ten blog wyglądał jak “Analiza matematyczna w zadaniach” Krysicki, Włodarski, ale jak dziennik, bo piszę to przede wszystkim dla siebie. A teraz zapraszam do zapoznania się z najbardziej emocjonującą górską historią mojego życia.
Wszystko wydarzyło się podczas prawdopodobnie mojego największego życiowego osiągnięcia. Postanowiłem zdobyć wszystkie 28 szczytów Korony Gór Polski w ciągu zimowego tygodnia. Nie jestem człowiekiem, który w życiu ma szczęście i wszystko mu łatwo przychodzi. Tak było i tym razem, akurat w czasie gdy zaplanował akcję, w Polsce mieliśmy największe opady śniegu od dawna, co oczywiście znacznie utrudniało to przedsięwzięcie. Dużo trudniej poruszać się w świeżym śniegu sięgającym pach, niż iść wygodnie po ubitej ścieżce. Nie przejmowałem się tym jednak specjalnie mając w głowie jedno z moich ulubionych haseł: “Nie narzekaj, że masz pod górę, jeśli idziesz na szczyt”.