Krakowski Bieg Świetlików – Zima

W okolicach czerwca, startowałem w letniej edycji Krakowskiego Biegu Świetlików. Pomyślałem wtedy, że fajnie by było skompletować dublet i wystartować też w zimowej edycji. Jest to dla mnie nowość, ponieważ jeszcze nigdy nie biegałem w zimie, to znaczy oczywiście biegałem, ale nie w zawodach. Jak zwykle w międzyczasie znalazło się wiele czynników, które mogły doprowadzić do mojej rezygnacji, ja jednak nigdy nie odpuszczam, uznałem, że jest to ostatni start w 2016 i byłby fajnym podsumowaniem niezwykle udanego roku. Zrobiłem w nim wiele rzeczy po raz pierwszy i z tego jestem dumny, no ale po kolei.

dc7

Do biegu nie przygotowywałem się praktycznie wcale, wszystko przez to, że od czasu mojej wycieczki na bliski wschód, czyli od początku listopada, mam kaszel. Po powrocie z mojej pierwszej poza europejskiej wyprawy, pobiegałem zaledwie ze 3 razy, na crossficie byłem raz, i kilka razy grałem w piłkę. Większość czasu spędziłem na siłowni gdzie bieżnia była zaledwie elementem rozgrzewki. W międzyczasie udało mi się spełnić kolejne marzenie w tym roku, czyli zdałem na czarny pas w judo (1 DAN), zabrało mi to też sporo czasu. Można powiedzieć, że do biegu podchodziłem w zasadzie z ulicy, kompletnie nieprzygotowany.

Jeśli ktoś śledzi moje relacje, zapewne pamięta, że przed letnią edycją świetlików strasznie bolało mnie kolano, nie znałem wtedy przyczyny bólu i do samego końca obawiałem się o możliwość startu. Wczoraj było zupełnie inaczej. Kolano boli mnie od czwartku i doskonale wiem dlaczego. Podczas meczu zderzyłem się z przeciwnikiem będąc w pełnym sprincie, ból był tak duży, że stoczyłem się z boiska i zastanawiałem nad tym czy przypadkiem nie załatwiłem się na następne pół roku. Na szczęście prawdopodobnie nie są to więzadła, a zwykłe ubicie, boli jednak przy każdym kroku i w bieganiu przeszkadza.

Gdyby ktoś mi nie wierzył z tymi kontuzjami :(, mam to na taśmie.

W piątki grywam sobie z byłymi zawodnikami judo, w naszą judo piłkę, gdzie nikt nie odstawia nogi, zastanawiałem się, czy nie zrezygnować z tego treningu, ale skoro już mnie bolało kolano, to w sumie co mogło pójść nie tak? Oczywiście dostałem od kogoś w drugie kolano i od tej pory bolą mnie dwa, do kompletu. Widać Krakowski Bieg Świetlików nie jest zbyt szczęśliwy dla moich nóg.

W sobotę rano już wiedziałem, że na pewno nie pobije rekordu, a jak dobiegnę do mety, to będzie dobry wynik. Spakowałem sprzęt do samochodu i pojechałem zaparkować na Placu Na Groblach. Jest to płatny parking znajdujący się zaraz przy Wawelu. Po drugiej stronie zamku, w Gimnazjum nr.1, w którym kilkukrotnie tańczyłem w przeszłości, znajdowało się biuro zawodów. Odebrałem pakiet startowy, był równie marny jak ostatnio, napój energetyczny z platinium, świecąca pałka, nr startowy i jakieś ulotki. Przebrałem się i poszedłem do auta schować ubrania, jest to lepsze rozwiązanie od depozytu, przy którym zawsze są kolejki, a worki zdecydowanie zbyt małe żeby pomieścić zimowe ubrania.

Ponudziłem się do godziny 17 40, o której zacząłem rozgrzewkę, ze względu na kolana, nie mogła ona wyglądać tak jak zwykle, musiałem odpowiednio dostosować ją do możliwości organizmu, ale przed startem czułem, że jest dobrze, jestem cieplutki :). Dokładnie tak jak podczas letniej edycji, organizator przeprowadził później jeszcze wspólną rozgrzewkę, nie była ona zbyt dobra, więc dogrzewałem się we własnym zakresie. Przed startem odbył się pokaz fajerwerków, trzeba przyznać, że to się na świetlikach udaje i choćby dlatego warto przyjść. Nie ważne czy mamy 5 lat czy 60, każdy jara się na widok wybuchowych światełek, jak stadion Wisły na ostatnich derbach.

Chwilę po 18 bieg ruszył, na linię startu udało mi się dostać kilka minut po wystrzale. Biegło mi się zaskakująco dobrze i szybko przemieszczałem się do przodu mijając kolejne grupki ludzi. Zawsze mnie to denerwuje podczas biegów, ludzie których tempo jest mizerne pchają się do przodu podczas startu i później przez pierwsze kilka kilometrów blokują tych szybszych, którzy stali za nimi. Najgorsze jest to, że nikt nie stosuje się do starej biegowej zasady, biegnę z prawej, wyprzedzam z lewej. Przez to tracimy niepotrzebnie siły na slalom między grupkami ludzi, które nieraz blokują całą szerokość trasy i miejscami musiałem wręcz biegać po trawie. Dodatkowym utrudnieniem tego biegu była zimowa aura, przez którą na trasie znajdowały się ślizgawki, mam o to małe pretensje do organizatora, jednak powinien chociaż sypnąć na takie zamarznięte kałuże garścią piachu, jest to bardzo niebezpieczne podczas biegania w tłumie, zwłaszcza w nocy, gdy niewiele widać.

Na wysokości kładki Bernatka wyprzedziłem już większość maruderów i mogłem biec swoim tempem. Nie było ono zabójcze, ale byłem pozytywnie zaskoczony swoją formą. Gdy dobiegłem do hotelu Forum zaczęły mnie boleć oba kolana, do tego przyszedł pierwszy kryzys. Zacisnęłam jednak zęby i pobiegłem dalej mijając most Dębnicki. Po drugiej stronie Wisły, ze względu na znaczną ilość kibiców, nie ma już miejsca na marudzenie i trzeba po prostu biec, robiąc dobre wrażenie :). Kończąc pierwsze kółko na zegarze startowym po oczach świeciło 26 min, gdybym nie zmasakrowane nogi na pewno bym przyspieszył, 50 była znowu w zasięgu, tym razem co trochę mnie dziwi, postanowiłem zachować się rozsądnie i pobiegłem spokojnie dalej. Nie chciałem przesadzić z obciążeniem kontuzjowanych kolan, chociaż 10 km biegu na pewno im nie pomogło.

Napiłem się trochę wody pod mostem Grunwaldzkim i drugie kółko biegłem już w zasadzie sam, peleton znacznie się rozciągnął i nie było nikogo obok mnie. Pod hotelem Forum poczułem znowu zmęczenie, widocznie jest tam trochę pod górkę, bo bieg wydaje się tam trudniejszy. Gdy dobiegłem do Wawelu zaczynałem powoli przyspieszać i wyprzedziłem nawet kilka osób, do mety nie biegłem sprintem jak ostatnio, ale myślę że dosyć szybko. Mój czas to 51:27, jak na okoliczności całkiem przyzwoicie.

dc6

Dublet skompletowany, fajny pomysł organizatora z podzielonym medalem na edycje.

Podsumowanie, bieg jest bardzo trudny ze względu na krętą trasę z wieloma podbiegami. Wąskie chodniki utrudniają wyprzedzanie podczas biegu w tłumie, niechcący można kogoś wrzucić do zimnej rzeki, trzeba uważać. Udało mi się skompletować dublet i chyba więcej razy już w tym biegu nie wystartuje, ze względu na wysoką cenę i mało zachęcające bonusy. Organizator wydaje spore pieniądze na fajerwerki, które można sobie zobaczyć przechodząc obok i nic za to nie płacąc. Lokalizacja biegu w samym centrum w zasadzie uniemożliwia zaparkowanie w okolicy na bezpłatnym parkingu, za ten pod placem zapłaciłem 22,50. Startowe to kolejne 70 złotych, co w sumie daje ponad 90 złotych, za które nie dostaniemy nawet pamiątkowej koszulki. Dla porównania podczas Marszobiegu generała Nila, w pakiecie startowym dostawaliśmy koszulki, batony, izotoniki, mapę, numer startowy wyszyty w materiale, po drodze przystanki z napojami, na mecie grochówkę wojskową, przed startem makaron z serem i do tego transport na linię startu autobusami z Krakowa, cała trasa była oznakowana chemicznymi świetlikami , jeszcze pewnie o kilku rzeczach zapomniałem.

Pozdrawiam,

Ten, który to napisał

P.S. Mam nadzieję, że następna relacja będzie z gór, już nie mogę się doczekać.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Biegi i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Krakowski Bieg Świetlików – Zima

  1. ExtremeHobby pisze:

    Swietny artykul, sami lubimy sport, podobnie jak kazda aktywnosc fizyczna. Przy okazji polecamy takze: patriotyczne koszulki damskie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *