Bieg Walentynkowy

Zgodnie z planem przygotowań, wziąłem udział w 5 km biegu walentynkowym. Nie chodziło mi w żadnym razie o uczczenie tego święta, po prostu dystans i termin pasowały idealnie do mojego pomysłu podboju świata. Kolejnym biegiem będzie już Półmaraton Marzanny, zastanawiam się jeszcze czy nie uda mi się gdzieś wcisnąć jakiegoś 10 km, stopniowo zwiększałbym w ten sposób dystans, aż do maratonu.

12699091_981627431903270_57174372_o

Dobra, wracając do serduszkowej imprezy, pierwsze poważne uchybienie jakie muszę wytknąć organizatorom, to godziny otwarcia biura zawodów w dniu poprzedzającym bieg. Sobota 18 – 20 idealnie pokrywała się z pierwszym wiosennym meczem Cracovii, a to oczywiście odbierało mi jakąkolwiek możliwość załatwienia formalności wcześniej. Musiałem zatem znowu zerwać się z rana w niedzielę, wyśpię się po śmierci. Poszedłem do biura na godzinę 8, zastanawiające dla mnie jest, dlaczego nie przygotowano pakietów startowych wcześniej, tak jak na każdej poprzedniej imprezie biegowej w której brałem udział. Trzeba było obskoczyć 3 stoliki, w których dostawaliśmy po kolei: chip z numerem startowym, koszulkę, a w ostatnim sprawdzaliśmy chip. Nie dało się tego zrobić w jednym miejscu?

Po odebraniu pakietu skoczyłem do Żabki po coś do jedzenia. Kolejnym dziwnym rozwiązaniem było to, że trzeba było dymać do depozytu praktycznie przez cały AGH, nie wiem czemu nie zrobiono biura i szatni w jednym miejscu. Po dojściu na miejsce chciałem się przebrać, zostawić rzeczy w przechowalni, znaleźć jakieś ustronne miejsce i po prostu pospać do 10, mój bieg zaczynał się o 10 45. Niestety ostatnio mam poważne problemy z koncentracją i jak się szybko okazało, zapomniałem butów do biegania. Przez chwilę myślałem o wykonaniu szybkiego telefonu do domu, żeby mi je ktoś przywiózł, ale w sumie miałem dużo czasu, przejdę się. Po spacerku do domu i z powrotem było gdzieś koło 9 45, przebrałem się, oddałem rzeczy tam gdzie trzeba i powoli zacząłem rozgrzewkę. Odległość z mojego mieszkania do Parku Jordana wynosi jakieś 3 km, wygląda więc na to, że przed biegiem zrobiłem więcej km niż w jego trakcie☺.

12743481_771646716275006_3084349946475464073_n

Bieg zaczął się w miarę punktualnie o 10 45. Jak zwykle na pierwszy okrążeniu było bardzo ciasno i ciężko było utrzymać optymalne tempo. Przy drugim kółku stawka na tyle się rozciągnęła, że można było biegać po swojemu. Starałem się utrzymywać równą szybkość podczas całego biegu, ale nie jestem przyzwyczajony do tego dystansu, na 3 okrążeniu złapałem lekki kryzys i nawet ładna dziewczyna biegnąca przede mną, nie dodała mi na tyle energii, żebym  mógł ją podgonić. Na szczęście na ostatnich metrach moc wróciła i końcówkę pobiegłem już prawie sprintem. Czas 23:15, który finalnie miałem nie powala, ale w sumie jestem zadowolony, nie biegałem tak dużo jak chciałem, a mimo to rezultat ten jest bardzo zbliżony do mojego rekordu życiowego na tym dystansie. Jednocześnie trasa posiadała bardzo ostre zakręty, co oczywiście utrudnia bieg. No i jeszcze ta niepotrzebna wycieczka do domu☺.
Po biegu, standardowo każdy dostał medal, poczęstowano nas herbatą i wuzetką. Uznałem, że nie chce mi się przebierać i poszedłem do domu w przepoconym stroju. I teraz wyobraźcie sobie jaki byłem zły na siebie, gdy się okazało, że zostawiłem w szatni opaskę na głowę. Tym razem, już mi się nie chciało iść tam jeszcze raz, wsiadłem w auto i podjechałem. Po tatrzańskim szkoleniu mam ogromne problemy z koncentracją, zastanawiam się co może być przyczyną, masa informacji, które krążą po mojej głowie, brak jakiś składników mineralnych, związanych z raczej ubogą dietą, czy jeszcze inne skutki przebywania w górach. Pozostaje mieć nadzieję, że wkrótce znowu będę miał umysł ostry jak brzytwa, a w każdym następnym biegu będzie już tylko lepiej.

Pozdrawiam,

Ten, który to napisał

Ten wpis został opublikowany w kategorii Biegi i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *